Die for Valhalla! – umieranie też może być przyjemne

Gdy myślimy o grach imprezowych pierwszym tytułem, który przychodzi nam do głowy są nieśmiertelne „Wormsy”. Istotnie, ta genialna turówka od Team 17 do dziś odznacza się świetną grywalnością i daje masę frajdy. Ci sami ludzie stworzyli też Overcooked, jeśli kogoś interesują bardziej gry kooperacyjne. Również i rodzime studia tworzą gry, w które można zagrać ze znajomymi podczas luźnego spotkania na domówce. Niezależne poznańskie studio Monster Couch wydało 29 maja na PC, PS4, Xboxa i Nintendo Switch swoją produkcję pt. Die for Valhalla!, na temat której mogę powiedzieć tylko jedno – to wejście z p…rzytupem. Mocnym.

Walkirio, jak Ci na imię?

Die for Valhalla! – czym jest ten tytuł? Otóż jest to przedstawiciel gatunku beat’em up, w którym najważniejszym zadaniem jest wybicie jak największej liczby wrogów. Fabuła zaś jest tylko tłem, które ma pokazać, że przebarwienie naszej broni na czerwony kolor ma jakiś głębszy sens. Podobnie rzecz się miała w takich grach jak np. Castle Crashers i Golden Axe, na których wzorowali się twórcy. W przypadku Die for Valhalla! wcielamy się w jedną z czterech walkirii (wojownicze duchy z wierzeń skandynawskich), których imiona to poszczególne pory roku. Owe walkirie zostały wysłane przez Odyna, aby obronić świat przed inwazją potworów. Nasza walkiria jest jednak młoda i nikomu nieznana, gardzą nią inne zjawy, musi dopiero zbudować swoją reputację.

Bardzo wiele cutscenek potrafi rozbawić gracza swoimi humorystycznymi tekstami.

Przed grą możemy wybrać dowolną walkirię tworząc w ten sposób 4 postacie pod zupełnie odmienne style gry. System ten należy traktować jako możliwość stworzenia tzw. „buildów” (zestawów cech i umiejętności) dopasowanych do naszego stylu gry – jedną walkirię możemy uczynić swoistym „tankiem”, inna może cechować się sporymi obrażeniami, jeszcze inna może być równie dobra we wszystkim. Niektóre możemy zbudować w taki sposób, aby były dobre w grze solo, inne możemy stworzyć z myślą o grze ze znajomymi. Nie należy jednak mylić tego rozwiązania z osobnymi slotami na zapis – niezależnie od tego, którą z nich zagramy w danej sesji  zabawę kontynuujemy od tego samego momentu.

Po rozegraniu poziomu możemy łatwo wrócić i przejść go ponownie. Co więcej, mapa jest generowana losowo.

Walkirie same w sobie są bardzo podatne na obrażenia, tak więc aby wypełnić swoje zadanie muszą wykorzystywać do tego innych poprzez opętanie. Istnieje także możliwość gry bez kontrolowania kogokolwiek i czegokolwiek, jednak ze względu na wcześniej wspomnianą niską odporność walkirii na obrażenia i jej kiepskie umiejętności bitewne, nie jest to dobry pomysł. W Die for Valhalla! możemy przejąć kontrolę w zasadzie nad wszystkimi i… wszystkim. Standardowo będziemy opętywać wikingów z różnych klanów (tym samym otrzymując dostęp do innych ataków i możliwości zbierania wzmocnień w postaci np. eliksirów), jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby przejąć pułapkę, wybuchową beczkę lub… krzak. Gdy kontrolowany przez nas wiking lub przedmiot umrze/ulegnie zniszczeniu walkiria opuści go, aby przejąć kontrolę nad kolejnym lub walczyć samodzielnie. Dopóki żyje, walka trwa. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby dopiero co powalonego wikinga przyzwać do życia ponownie. Na Valhallę trzeba sobie przecież zasłużyć!

Walczyć! Opętywać! Zabijać!

Gra oferuje dwa tryby gry – kampanię i deathmatch. Zabawa w drugim z nich sprowadza się wyłącznie do walki między dwoma lub więcej graczami. Najwięcej czasu spędzimy w trybie kampanii, ponieważ dzieli się ona na dwie wersje – Normalną i Ragnarok. Fabuła w obu jest taka sama, różna jest jednak mechanika. Tryb Normalny to klasyczny beat’em up, w którym po śmierci zaczynamy poziom od nowa i bawimy się dalej. Niczego nie tracimy, wyłącznie zebrane na danym etapie punkty.

Na końcu każdego poziomu dostajemy Chwałę do wzmocnienia Walkirii.

Ciekawszym jest tryb Ragnarok, czyli tzw. Roguelite. To, co wyróżnia go na tle reszty, to utrata walkirii, którą obecnie graliśmy, a także wszystkich postępów w grze w chwili jej śmierci. Tak długo jak zjawa żyje, tak długo i my jesteśmy bezpieczni. Jednak w momencie gdy umiera jej cechy, ulepszenia – wszystko przepada, a my musimy zacząć grę od nowa. Ponadto, tylko w tym trybie możemy znaleźć eliksiry, które miast nam pomóc mogą nam zaszkodzić i utrudnić zabawę. Tutaj nie ma mowy o bezsensownym zbieraniu czego popadnie. Bez wątpienia dodatkowe wyzwanie jest czymś, na co warto zwrócić uwagę. Granie w tym trybie nie jest jednak obowiązkowe, co uważam za plus – dzięki temu każdy może znaleźć tutaj coś dla siebie.

Umrzyjmy razem.

W grze istnieje 12 klanów i 8 klas wikingów, nad którymi nasza walkiria może przejąć kontrolę. Każda z klas posiada unikatowe umiejętności i ataki. Dla przykładu: łucznik atakuje na dystans, wspierając się pułapkami, lecz jest bardzo słaby. Wojownik jest silny, lecz kiepsko radzi sobie z grupą przeciwników. Łotr zadaje ogromne obrażenia i jest bardzo szybki, ale równie szybko może umrzeć. Wszyscy jednak mogą użyć umiejętności specjalnej, gdy tylko postać nabierze wystarczająco dużo sił. Tą umiejętnością jest wezwanie Odyna. Skutkuje zadaniem ogromnych obrażeń wszystkiemu i wszystkim na mapie. Klany zaś cechują się różnymi bonusami do statystyk – jedne szybciej regenerują wytrzymałość, inne zadają większe obrażenia, jeszcze inne wspierają w jakiś sposób innych graczy, z którymi się bawimy. Każdy klan ma swoich czterech przedstawicieli wśród klas, tak więc wszyscy znajdą taki, który dopasują do swojego stylu gry.

Co jakiś czas przyjdzie nam stoczyć walkę z bossem.
Śmierć w trybie Ragnarok definitywnie kończy grę.

O ile jak najbardziej istnieje możliwość gry solo, tak tytuł staje się o wiele ciekawszy w momencie, gdy dołączają do nas inni gracze. Walka ramię w ramię, wzajemnie przekrzykiwanie się, wydawanie okrzyków wojennych – to wszystko sprawia, że gra ze znajomymi jest o wiele ciekawsza niż kończenie tytułu samemu. Samotna gra niestety bardzo szybko się nudzi i na dłuższą metę zniechęca do kolejnych sesji z produkcją.

Po zabiciu przeciwnika i ukończeniu poziomu dostajemy przedmioty, które są materialnym przedstawieniem punktów Chwały, czyli punktów doświadczenia. Po zdobyciu odpowiedniej ilości tychże walkiria awansuje na kolejny poziom. Twórcy opracowali oryginalny system rozwoju, który bardzo mi się podoba. Mianowicie po każdym awansie wybieramy jakąś cechę (na przykład ogłuszenie przeciwników po zabiciu minibossa lub szybszą regenerację zdrowia po podniesieniu upadłego kolegi), a następnie wykorzystujemy otrzymane dodatkowo punkty na rozwój jednej z czterech statystyk (zdrowie, atak, siła walkirii, szybkość opętania). Aby jednak nie było za łatwo, nie możemy wybrać dowolnych pól – po wybraniu pierwszego z nich możemy przełączyć się wyłącznie na te, które przylegają w pionie i poziomie do wybranego przez nas. Dodatkowe ryzyko jest w postaci pustych pól, które nie dają nam nic. Niby drobna zagadka logiczna, a jaka przyjemna.

Ulepszanie postaci zostało zrobione w formie prostej gry logicznej.

Co w Valhalli piszczy?

Graficznie Die for Valhalla! wygląda naprawdę bardzo dobrze. Styl przywodzący na myśl odręczne rysunki sprawia, że produkcja jest bardzo miła w odbiorze i nie zestarzeje się zbyt szybko. Wykonanie jest bardzo staranne, nie ma mowy o pójściu na łatwiznę. Dźwiękowo gra również trzyma wysoki poziom – odgłosy otoczenia, walki są wykonane naprawdę solidnie. Muzyka buduje świetny klimat Skandynawii, zwłaszcza podczas przerywników filmowych wykonanych na silniku gry. Same poziomy są w dużym stopniu zróżnicowane – raz przemierzamy wioski, innym razem las, jeszcze innym jaskinie, a gdzieś po drodze też i wulkan.

Niestety, tytuł nie jest pozbawiony wad. Najpoważniejsza z nich to wcześniej wymienione szybkie znudzenie, jeśli gramy solo. Drugi zarzut jaki kieruję, to nierówny poziom trudności, szczególnie widoczny na późniejszych etapach gry. Poszczególne sekcje potrafią różnić się między sobą diametralnie – jedna z nich może być horrendalnie trudna, zaś kolejna, następująca zaraz po niej –  absurdalnie łatwa. To w dużym stopniu psuje całościowy odbiór tytułu.

Co jakiś czas przyjdzie nam walczyć z kilkoma falami przeciwników dla lepszych nagród.

Za Valhallę!

Die for Valhalla! jest zdecydowanie grą wartą uwagi. Co prawda sprawdza się zdecydowanie lepiej jako tytuł imprezowy niż jako zwykły zabijacz czasu, jednak w obu sytuacjach przyjemność z grania jest porównywalna. Mogę z czystym sercem polecić ją każdemu, kto lubi gry kooperacyjne, które nie wymagają od gracza zbyt wiele myślenia oferując jednocześnie masę dobrej zabawy, a także tym osobom, które szukają dobrego tytułu na najbliższą domówkę.

Tymczasem ja idę przebijać się przez kolejne fale potworów. Wszystko po to, by ostatecznie i tak umrzeć. Za Valhallę.

Kopia do recenzji otrzymana dzięki uprzejmości Monster Couch.
Gra dostępna na steam: https://store.steampowered.com/app/606000/Die_for_Valhalla/