Pomimo tego, że branża growa bardzo szybko się rozwija, to jednak czasem dopada nas nostalgia, tęsknimy za czasami minionymi. Jedni mają sentyment do tego, co minęło, inni chcą powspominać młodzieńcze czasy, a jeszcze inni chcą zobaczyć na własne oczy, jak wyglądały gry i konsole za czasów, gdy ich rodzice byli dziećmi. Wydarzeniem, podczas którego takie osoby mogą zaspokoić swoje pragnienia jest warszawskie Pixel Heaven które miedzy 8 a 10 czerwca świętowało swoją szóstą edycję. My również nie mogliśmy przepuścić okazji na powspominanie dawnych czasów, dlatego kolejny raz pojawiliśmy się tam. Oto nasza relacja.
Tak jak w poprzednich latach, tak i w tym roku wydarzenie miało miejsce w Starej Zajezdni przy ul. Włościańskiej 52 w Warszawie. Mimo, iż pozornie wydaje się być niewielka i zdaje się odbiegać klimatem od gamingu, to jest wprost przeciwnie – klimat klasyki i poprzedniego wieku tego miejsca doskonale uzupełnia się z atmosferą growych lat 80-tych i 90-tych.
Przechodząc pośród starych komputerów i konsol, na których widzi się Duck Hunt, RAMBO, Dooma, Wolfenstein 3D, Sonica i inne klasyczne tytuły nie sposób nie poczuć tej magii, jaką cechowały się wyżej wymienione produkcje. Pomimo, iż współczesne gry są naprawdę piękne graficznie, to jednak zdarza się, iż zatracają po drodze swój urok, czy też najważniejszy element – grywalność. W przeszłości gry nie były może atrakcyjne dla oczu, lecz dawały niesamowicie dużo rozrywki. To, co teraz robi za nas procesor graficzny, w przeszłości robiła nasza wyobraźnia. To właśnie z tego powodu uwielbiamy wracać do klasycznych produkcji. Tak samo stare urządzenia – może i były proste, może i nie miały tylu funkcji, co współcześnie dostępny sprzęt, ale dawały dużo rozrywki – a to był ich podstawowy cel. I nawet toporność starych joysticków, niewygodny kształt myszek i zacinające się klawisze klawiatur nie są w stanie zniechęcić nas do siebie.
Bez wątpienia jedną z najbardziej interesujących atrakcji na Pixel Heaven były stare automaty do gier i flippery. Kolejki do każdego z nich codziennie były długie, jednak cierpliwość zawsze popłacała. Nic nie dawało tyle frajdy, co pokonanie kumpla albo losowo poznanej osoby w pojedynku w Mortal Kombat lub Tekkenie. Tyle samo radości sprawiało pobicie rekordu ustanowionego przez jakiegoś wybitnie dobrego gracza na flipperze… pod warunkiem, że kulka z uporem maniaka nie wlatywała tam, gdzie nie można było jej odbić, a także nie starała się za wszelką cenę unikać odbicia i utrzymania w grze.
Mimo klasycznej tematyki znalazło się też miejsce dla kilku firm, które postanowiły zaprezentować swoje nadchodzące produkcje. Przykładem niech będzie katowickie Jujubee, które prezentowało swój najnowszy projekt – przygodówkę „Kursk”. Oczywiście, aby lepiej wpasować się w klimat imprezy, mieli też minigierkę wzorowaną na prostych grach rodem ze starych sowieckich urządzeń dla dzieci. Nagrodą za wysoki wynik w tejże była planszówka o dokładnie takim samym tytule. Chętnych, aby się sprawdzić nie brakowało. Również i my spróbowaliśmy szczęścia.
Jednak nie tylko fani rozgrywki elektronicznej mogli znaleźć coś dla siebie. W wydzielonej stosunkowo sporej sali odwiedzający mogli zagrać w przeróżne tytuły karciane i planszowe, a także uzupełnić swoje zapasy figurek i kart z różnych uniwersów. Naszą szczególną uwagę przykuło kilka gier cechujących się minimalizmem, np. Bonk, którego zasady są bardzo proste. Plansza jest podzielona na dwie części, każda z dwiema rampami w rogach i wcięciem pomiędzy nimi. Celem jest wbić drewnianą kulkę do wcięcia przeciwnika własnymi metalowymi kulkami. Proste, a ile frajdy i jakie emocje. Wybór był bardzo duży i naprawdę trudno wymienić wszystkie gry warte uwagi.
Pixel Heaven jest również świetną okazją dla artystów, aby przedstawić swoje dzieła. Dzisiejszy rok był zdefiniowany hasłem „Gwiezdne Wojny”. Widząc wioski z Tatooine, legendarne krążowniki, czy też figurę Mistrza Yody w skali 1:1 nie sposób nie być pełnym podziwu dla osób, które poświęciły tyle czasu, aby dopracować wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Podobna sytuacja jest z LEGO – tramwaje i autobusy podobne do tych, które na codzień jeżdżą ulicami Warszawy to dopiero początek – piękne wille, lewitujące wyspy, świątynie… to dowód na to, że jeśli da się komuś kreatywnemu klocki LEGO i nieskończenie wiele czasu, to zbuduje absolutnie wszystko. Chętni mogli również samemu stworzyć coś oryginalnego – w jednym miejscu klocki były wyłożone luzem. Każdy, kto tylko miał ochotę, mógł tam dać upust swojej wyobraźni i skonstruować wszystko to, co tylko wymyślił.
Poza zwiedzaniem można było również posłuchać wielu ciekawych prelekcji i panelów, które odbywały się przez cały czas trwania wydarzenia. Q&A z ważnymi dla środowiska osobami (Adrian Chmielarz, Clive Townsend, Tom Putzki), wspomnienie roku 1984 z perspektywy branży growej, czy też specjalny pokaz filmu „Wojna Gwiazd” opowiadający o początkach serii „Gwiezdne Wojny” w Polsce – to raptem część atrakcji z tamtych dni.
Warto też wspomnieć, że Pixel Heaven nie zamykało się jedynie na budynku Starej Zajezdni – nic nie stało na przeszkodzie, aby usiąść w strefie gastronomicznej, poznać innych pasjonatów, nawiązać nowe kontakty w branży, a także znaleźć nowe przyjaźnie. Tutaj nie ma znaczenia, czy masz 15 lat, czy 50 – jesteś graczem, jesteś częścią tej rodziny, która trzyma się razem. Jedyne, co mogło przeszkadzać, to pogoda – cieszy fakt, że było słonecznie, ale 30 stopni w połączeniu z bezchmurnym niebem i asfaltem to bardzo kiepskie połączenie.
Wydarzenie zwieńczone zostało rozdaniem nagród Pixel Awards. Kategorie, w których nominowane były gry, to m. in. Best Gameplay (najlepsza rozgrywka), gdzie wygrało „Steel Rats” od Tate Multimedia, Retro Roots (najlepsze nawiązanie do retro), za które nagroda powędrowała do Star Drifters i ich produkcji pt. „Driftland: The Magic Revival”, Rookie of the Year (najlepszy debiut), którym było „8874” od GroundUpStudio, czy też Total Blackout (najlepsza gra planszowa), którym odznaczone zostało „Boss Monster” od Fabryki Kart „Trefl” Kraków.
Jestem pewien, że nie wymieniłem w powyższej relacji wszystkich atrakcji. Jednak jest tego zbyt wiele, aby wszystko zapamiętać. Tam trzeba po prostu pojechać i wszystko zobaczyć i przeżyć. Jeśli chodzi o mnie, to był mój pierwszy wyjazd. Cytując klasyka, „niczego nie żałuję”. Pixel Heaven vol. 7 – wiedz, że przyjadę. Wam wszystkim polecam to samo. Przyjedźcie ze znajomymi, weźcie rodziców i bliskich, i to niezależnie od tego, czy byli graczami, czy nie – wszyscy się tam odnajdą i będą się dobrze bawić. Zdjęcia wykonała Wiktoria „Mika” Fruba.