Heliborne – czyli za sterami czarnego jastrzębia

Heliborne jest tytułem przywracającym do życia niegdyś bardziej popularny gatunek zręcznościowych symulatorów śmigłowca. Jednak w przeciwieństwie do swoich starszy braci, np. serii Comanche, jest to gra nastawiona głównie na rozgrywkę multiplayer. Stworzona przez studio JetCat Games trafiła do wczesnego dostępu 15 lutego 2016 roku, zaś do zwykłej sprzedaży 12 października 2017 roku.

Jak się tym steruje?

Po uruchomieniu gry jesteśmy wrzuceni do menu, by dokonać wyboru serwera (Heliborne wymaga stałego dostępu do internetu, nawet do gry single player) i języka. Następnie łączymy się z grą trafiając do hangaru, gdzie możemy przyglądać się naszym maszynom na wzór World of Tanks. Niestety, tutaj pojawia się pierwszy problem, ponieważ menu nie jest zbyt czytelne (nie wiadomo czasem, jak wejść w określone opcje, jak cofnąć się do poprzedniego menu itp.). Jednak jeśli ktoś jest fanem WoT, z pewnością łatwiej się w tym odnajdzie. Cała stylistyka Heliborne nawiązuje właśnie do produkcji studia Wargaming. Nieczytelność interfejsu  można by jeszcze wybaczyć, ale dużo gorszą rzeczą jest brak samouczków, które pokazałyby, jak obsługiwać maszyny. Mimo spędzenia z grą kilkunastu godzin, do tej pory nie udało mi się odkryć, do czego może służyć kryjący się pod klawiszem „N” „tryb precyzyjny”.

Gra nie posiada żadnego samouczka, choć taka karta w menu istnieje.

Trochę singla.

Twórcy zaimplementowali w produkcji również prostą opcję rozgrywki w trybie single player. Do dyspozycji gracza oddano dwie kampanie historyczne. Jedna dotyczy Operacji Magistrala przeprowadzonej przez Związek Radziecki podczas wojny w Afganistanie. Druga zaś przeniesie nas do czasów wojny w Wietnamie. Misje te bazują na prostej rozgrywce w stylu  „zniszcz punkt”, „zniszcz piechotę”, „odbierz piechotę” itp. Nie jest to jednak coś, przy czym można by spędzić większą ilość czasu.

Multiplayer.

To właśnie latanie z innymi graczami jest esencją tej produkcji. W obecnej chwili oferuje ona bitwy dla maksymalnie szesnastu graczy w trzech różnych trybach gry. Są to: „Przejęcia” (przypominające „Podbój” z serii Battlefield, czyli bitwa, która trwa, dopóki jedna z drużyn nie utraci swoich punktów akcji), „Linia frontu”, w której staramy się zająć bazę przeciwnika, a ostatnim trybem są nienazwane konkretnie misje. Podczas nich grupa graczy wypełnia określoną ilość zadań współpracując ze sobą.

Warto przyjrzeć się bliżej drugiemu typowi rozgrywki. Na mapie rozsianych jest kilka stanowisk, które gracz przejmuje, desantując tam piechotę. Stanowiska te połączone są ze sobą drogami, którymi wyrusza konwój pancerny, a jego zadaniem jest przejęcie bazy przeciwnika. Gracz musi wspierać kolumnę pojazdów opancerzonych, ochraniać go przed nieprzyjacielem, jednocześnie starając się, by ten nie odbił baz, przez które ona już przejechała. Skutkowałoby to zniszczeniem konwoju. Na drodze do celu może stać wiele takich umocnień w niewielkiej odległości od siebie, lub też jedna czy dwie, jednakże droga między nimi jest wtedy bardzo długa. Od gracza zależy, jaką taktykę wybierze by osiągnąć swój cel oraz jakim typem śmigłowca będzie wspierał działania drużyny.

Śmigłowce.

Podczas walki możemy użyć maszyn różnego typu – mamy do dyspozycji helikoptery zwiadowcze, szturmowe oraz transportowe. Na pochwałę zasługuje to, że twórcy nie ograniczają nas tylko do jednego śmigłowca w trakcie potyczek. Możemy tworzyć eskadry składające się z trzech maszyn. Warunki są dwa: po pierwsze, każda eskadra dysponuje określoną ilością punktów uzbrojenia – to znaczy, że doposażając helikopter w większą ilość rakiet zabiera on większą ilość punktów z puli całej eskadry. Punkty te rosną wraz z Tierami. Drugim warunkiem jest dobranie śmigłowców w taki sposób, by mogły uczestniczyć w walce na określony Tier.

Jeśli już o Tierach mowa, są one niemalże kopią tych z World of Tanks. Różnią się jednak tym, że aby odblokować nową maszynę nie trzeba brać udziału w dziesiątkach walk. Kolejne helikoptery można zdobyć bardzo szybko dzięki badaniu maszyn, czyli odblokowywaniu ich w postępie technologicznym. Wówczas od razu po zbadaniu otrzymujemy dany helikopter do naszego hangaru. Innym sposobem jest ich zakup za walutę gry, jaką są punkty doświadczenia.

Zakładka „postęp” wygląda identycznie jak ta z World of Tanks.

Miłą odmianą jest to, że JetCat Games nie wprowadził możliwości zakupu lepszej amunicji czy pancerza w ramach mikrotransakcji, jak to bywa w innych tego typu produkcjach. Każdy ma więc równe szanse. Dodatkowo, wydaje się, że hangar ma nieograniczoną liczbę miejsc, więc nie ma potrzeby wybierania pomiędzy ulubionymi helikopterami. Każda z maszyn zawiera również krótki rys historyczny, który czasem jest dość skromny i mógłby być bardziej rozbudowany.

Same maszyny wydają się być zaprojektowane tak, by odzwierciedlać swoje rzeczywiste pierwowzory. Podejrzewam, że osoba zafascynowana tego typu rzeczami znalazłaby nieścisłości w uzbrojeniu, bądź elementach wyglądu, jednak dla zwykłego „zjadacza chleba” są to rzeczy akceptowalne, jednak poza jednym wyjątkiem. Ciężko stwierdzić, skąd tak wielka nieprawidłowość, jednak w każdym helikopterze widok z kokpitu jest taki sam. Nieważne, czy to amerykański Black Hawk, czy rosyjski Mi-24. Niestety, w obecnej wersji możemy zasiąść za sterami maszyn pochodzących tylko z tych dwóch państw.

Po lewej widok z Black Hawk’a a po prawej z Mi-24 … A może na odwrót?

Inne rzeczy.

Graficznie gra prezentuje się dobrze. Wygląd helikopterów jest bardzo przyjemny, gorzej za to z elementami znajdującymi się na ziemi. Drzewa przenikają przez helikoptery a budynki wyglądają po prostu źle – są rozmazane i nieostre. Oczywiście, powyższe mankamenty występują tylko podczas lądowania, oraz tylko w sytuacji, kiedy mamy czas rozglądać się po otoczeniu, co w ferworze walki podkręcanej muzyką nie jest łatwe. W obecnej chwili muzyka nie jest zbyt mocną stroną tej produkcji. Przez cały czas miałem wrażenie, że dla każdej z lokalizacji tj. Wietnamu, Afganistanu czy Kosowa, twórcy przygotowali jeden zapętlony utwór. Na szczęście nie są one szczególnie natarczywe, ot głównie lekkie riffy gitarowe. Jednak po kilku godzinach gry ma się ich szczerze dość. Co daje się wychwycić, to również brak urozmaicenia w udźwiękowieniu helikopterów.

Mimo ogólnie średniej oprawy graficznej, nocne loty wyglądają naprawdę dobrze.
Zdarza się, że drzewa będą się chciały zabrać na pokład.

Podsumowanie

Zapewne spora część ludzi zapytana o najbardziej znaną filmową scenę z udziałem helikopterów wskazałaby ich atak na wioskę Wietkongu w akompaniamencie „Walkirii Wagnera”. W Helibornie gracze mają możliwość odegrać akcję podobną do tej z „Czasu apokalipsy”. Najpierw jednak muszą przedrzeć się przez nieintuicyjne menu, samodzielnie zrozumieć podstawy i mechanikę zabawy, oberwać parę razy od bardziej doświadczonych graczy, by w końcu samemu zacząć rozumieć,  jak prawidłowo latać. Heliborne w tej chwili to dopiero co wyciągnięty z ziemi, nieoszlifowany diament. W niektórych miejscach nadal zabrudzony gliną, ale mający szansę stać się czymś lepszym. Jeśli twórcy dalej będą rozwijać tytuł, nie wprowadzą płatnych DLC, poza czysto kosmetycznymi emblematami, to gra ma szansę stać się naprawdę dobrą produkcją. W tej chwili posiada masę niedociągnięć, ale frajda płynąca z gry jest mimo wszystko naprawdę spora. Trzymam kciuki za tę produkcję.

Gra dostępna na steam: http://store.steampowered.com/app/433530/Heliborne/